Czasem chodzi o, na pozór, nic nie znaczące sceny. Na przykład ze sceny kręconej w Szanghaju amerykański producent wyciął ujęcia wiszącej na suszarkach bielizny. Według Chińczyków taki obraz stawiał ich kraj w złym świetle.
– Każdego roku podczas rozdania Oscarów Amerykanie dostają wykład na temat tego, jak ich kraj zawodzi Hollywood w kwestii sprawiedliwości społecznej. Ale Hollywood regularnie cenzuruje własne filmy, by zadowolić Komunistyczną Partię Chin, największego światowego prześladowcę praw człowieka – stwierdził niedawno prokurator generalny USA Bill Barr.
Zwrócił uwagę na coraz poważniejszy problem współpracy Hollywood z Chinami, który ma już nie tylko wymiar czysto finansowy, ale pokazuje ogromną hipokryzję decydentów z „fabryki snów”. Dlaczego? Otóż sporo gałęzi przemysłu rozrywkowego jest uzależnionych od chińskich pieniędzy.
Inny przykład. Ponieważ wielu internautów w Chinach zaczęło porównywać prezydenta Chin Xi Jinpinga do Kubusia Puchatka, to na postać misia została nałożona cenzura w chińskim internecie, a film pt. „Krzysiu, gdzie jesteś?” nie został dopuszczony do wyświetlania w Państwie Środka.
Jedynym prawdziwie niezależnym reżyserem jest Quentin Tarantino, który stanowczo sprzeciwił się próbom cenzurowania swojego ostatniego filmu „Pewnego razu w Hollywood” (2019), w którym pojawia się postać Bruce’a Lee (Mike Moh). Tarantino pokazał legendarnego aktora jako aroganckiego bufona, który na dodatek przegrywa walkę z kaskaderem granym przez Brada Pitta. Dla wielu Chińczyków Bruce Lee jest świętością. Hollywood Reporter ujawnił, że oburzona sportretowaniem Lee była jego córka Shannon i to ona prosiła chiński rząd o ocenzurowanie filmu Tarantino. Film miał wejść do chińskich kin w październiku 2019 roku. Premiera została odwołana przez upór dwukrotnego zdobywcy Oscara.
Tarantino jest jednak wyjątkiem w Hollywood. Jako jeden z niewielu filmowców wywalczył sobie prawo do ostatecznego montażu (final cut) swoich filmów. Producenci nie mogą bez jego zgody ich przemontować i zmieniać. Taki status ma niewielu filmowców.
Z tego wszystkiego wynika niewesoły obraz. Wygląda na to, że Chińczycy cenzurują więcej rzeczy niż nam się wydaje.
źródło: togodnik.tvp.pl